Grzybiarz. Krótka historia o tym jak nim zostałam to opowiastka oparta na faktach, którą dzisiaj postanowiłam Cię uraczyć.
Jak to się w ogóle stało, że zaczęłam chodzić na grzyby? Podstawową znajomość jadalnych odmian zawdzięczam rodzicom i długim wędrówkom leśnym, które mi fundowali w dzieciństwie, wiele lat temu. To oni, z uporem maniaka próbowali zainteresować mnie grzybami, pokazywali jak wyglądają i co można z nich robić. Pamiętam również ich radość ze znalezienia co ładniejszego okazu. Jako dziecko nie umiałam jednak sama wyszukiwać grzybów. Wyprawy te wspominam raczej z ognisk i pieczonych na patykach kiełbasek niż z tego, że znalazłam tonę grzybów…
Później była przerwa… Długa przerwa w moim chodzeniu na grzyby… Do momentu, gdy…
…dwa lata temu na grzyby trafiliśmy przez przypadek. Konkretniej, na podgrzybki. Znaleźliśmy wspaniałe miejsce, gdzie rosło ich całe mnóstwo. I tak po raz kolejny rozpoczęła się moja grzybiarska przygoda…
Co ciekawe, okazało się, że ze znajomością grzybów jest jak z jazdą na rowerze. Raz się nauczysz je rozpoznawać i będziesz to potrafić przez całe życie.
Od dwóch lat wrzesień jest dla nas miesiącem grzybobrania. Tegoroczny urodzaj na prawdziwki i kozaki……cieszy serce i jednocześnie wypełnia półki słoikami z marynowanymi grzybkami w spiżarni. Przepisy na grzybki marynowane znajdziesz TUTAJ.
W tym roku zdobyłam również nową umiejętność, rozpoznawania kani. Pamiętałam je z dzieciństwa jako coś niezwykle smacznego jednak bardzo zbliżonego wyglądem do muchomora sromotnikowego. I dopiero teraz odważyłam się zacząć je zbierać, na początku pod czujnym okiem taty, mojego „grzybowego” nauczyciela. Więcej na temat mojej przygody z kaniami już wkrótce. A tymczasem… ja grzybiarz zapraszam do grzybogalerii 🙂